
Depresja to nie słabość – rozmowa z dr Piotrem Krawczykiem
Depresja to jedna z najpoważniejszych chorób naszych czasów – dotyka ludzi w każdym wieku, niezależnie od statusu, stylu życia czy kondycji fizycznej. Choć coraz częściej o niej mówimy, wciąż pozostaje tematem pełnym mitów, lęku i nieporozumień. W swojej książce „Zrozumieć depresję” dr Piotr Krawczyk – psychiatra z wieloletnim doświadczeniem klinicznym – w przystępny i empatyczny sposób tłumaczy, czym naprawdę jest ta choroba, jak się objawia, skąd się bierze i jak można ją skutecznie leczyć. O książce i o samej depresji, jej mechanizmach, leczeniu i potrzebie zrozumienia osób dotkniętych tym zaburzeniem, rozmawiamy z autorem.
Jako psychiatra z wieloletnim doświadczeniem na co dzień pracuje Pan z osobami cierpiącymi na depresję. Co skłoniło Pana do napisania książki zaadresowanej do szerszego grona odbiorców, nie tylko do specjalistów?
Od wielu lat spotykam w gabinecie osoby, które trafiają do psychiatry z dużym poczuciem lęku, wstydu i zagubienia. Do napisania książki zainspirowali mnie sami pacjenci – trudne, a jednocześnie bardzo sensowne pytania, które zadawali na temat depresji. Chciałem napisać książkę, która w prosty sposób wyjaśnia, czym jest depresja, jak się ją leczy i jak można pomóc samemu sobie lub bliskim. To także próba zmniejszenia dystansu między „światem medycyny” a codziennym doświadczeniem osoby cierpiącej.
Poradnik podkreśla, że leczenie depresji to partnerstwo między lekarzem a pacjentem. Jak w praktyce wygląda budowanie tej relacji i na co powinien zwrócić uwagę pacjent?
Partnerstwo to przede wszystkim rozmowa – czasem o filozoficznych kwestiach w rodzaju „co to znaczy być zdrowym lub chorym?”, a czasem o bardzo przyziemnych sprawach: o tym, jak się nawadniać czy jakie zmiany wprowadzić w diecie, by ograniczyć działania niepożądane leków. W praktyce wygląda to bardzo różnie, ale zawsze chodzi o to, by wspólnie ustalić, jakie są faktyczne potrzeby pacjenta. Często okazuje się, że pacjent nawet nie wiedział, że może je mieć. Specjalista sugeruje ich istnienie, a pacjent albo korzysta z tej podpowiedzi, albo nie. W ten sposób ustalany jest pełniejszy obraz problemu zdrowotnego. Partnerstwo jest ważne także wtedy, gdy pojawiają się działania niepożądane leków – rozmawiamy o tym, czy są akceptowalne, czy na tyle uciążliwe, że realnie grożą przerwaniem leczenia.
Warto obalać mity na temat depresji i leczenia. Który powszechny mit ma najbardziej szkodliwy wpływ na pacjentów?
Najbardziej szkodliwy jest mit, że depresja to „słabość charakteru” albo że wystarczy „wziąć się w garść”. To wywołuje poczucie winy i wstydu, zamiast motywować do szukania pomocy. Niestety wciąż powszechny jest też bardzo krzywdzący mit, że „do psychiatry chodzą tylko czubki”.
Innym mitem, może mniej drastycznym, ale wciąż szkodliwym, jest przekonanie, że „moje dolegliwości nie są wystarczająco poważne, żeby iść do psychiatry”. A jeszcze inny: że psychiatra zawsze daje leki. Wszystkie te uproszczenia utrudniają ludziom dostęp do skutecznej pomocy.
W Pana doświadczeniu, co najczęściej zaskakuje pacjentów po rozpoczęciu leczenia, czego nie byli świadomi wcześniej?
Najczęściej są pozytywnie zaskoczeni poprawą, której doświadczają. Pacjenci mówią o ogromnej uldze, o poczuciu, że mogą odetchnąć (czasem dosłownie) po raz pierwszy od długiego czasu. To dla wielu coś zupełnie nowego – przekonanie, że jest nadzieja, bo leczenie rzeczywiście działa.
W swojej książce porusza Pan temat depresji maskowanej. Czy mógłby Pan wyjaśnić, co to znaczy i jakie są najczęstsze „maski” tej choroby, które utrudniają jej rozpoznanie?
W książce piszę o tzw. depresji maskowanej albo o „maskach depresji” jako o pojęciu kontrowersyjnym. Zaznaczam, że nie istnieje jako osobna choroba. Teoretycznie chodzi o sytuację, gdy dominują objawy inne niż klasycznie depresyjne (np. ból, dolegliwości gastryczne, duszności, bezsenność itp.), a tych typowych jest niewiele albo nie ma ich prawie wcale. Z mojego doświadczenia wynika jednak, że u większości pacjentów te klasyczne objawy da się znaleźć – a jeśli naprawdę ich nie ma, to nie powinniśmy mówić o depresji, w tym o depresji „maskowanej”.
Książka zawiera rozdział poświęcony temu, jak pomóc sobie i bliskim. Jaka jest najważniejsza rada, jaką może Pan dać osobie, która chce wspierać kogoś zmagającego się z depresją?
Jeśli miałbym przed sobą zdrową osobę, która chce wesprzeć kogoś chorego, poprosiłbym ją o małe ćwiczenie wyobraźni. Najpierw o przypomnienie sobie najgorszej sytuacji w swoim życiu i tego, jak wtedy się czuła. Potem – o przywołanie wspomnienia ostatniego poważniejszego przeziębienia, kiedy leżała w łóżku bez sił. I o wyobrażenie sobie, że oba te stany występują jednocześnie i trwają tygodniami. To często pozwala choć trochę „wejść w skórę” osoby z depresją. I wtedy łatwiej zrozumieć, że nie chodzi o pouczanie czy dawanie prostych rad, tylko o towarzyszenie, zadawanie pytań, wsłuchiwanie się w potrzeby chorego.




