Felietony

Dobra śmierć – Eutanazja

Wiem jakie będą komentarze, że wyolbrzymiam, że grzeszę bo są ciężej chorzy niż ja i walczą, nie poddają się. Ale zrozum, że ja już właśnie tej walki mam dość. Z wiatrakami.

Leczę się od blisko dwudziestu lat. Depresja, zespół stanów lękowych, paranoje, zaburzenia osobowości, zaburzenia odżywiania.

Jestem po dziewiętnastu próbach samobójczych. Ja już od dawna się tylko męczę. Niewyobrażalnie. Jestem trupem, który oddycha. I najbardziej na świecie pragnę ulgi. A tą będzie śmierć.

Rozmawiając z Dawidem, moją uwagę przykuwają jego oczy. Nie ma w nich już nic oprócz rozpaczy i skrajnego wyczerpania. Choroba zostawiła liczne blizny na jego ciele, głęboko cięte, niektóre szyte.
Słucham o pobytach w szpitalach psychiatrycznych, o trudnościach ze znalezieniem specjalistów, o tonach leków, żmudnych terapiach. O koszmarnych nawrotach , kończących się targnięciem na swoje życie.

I o tym, jak bardzo wierzył. I, że był czas, kiedy myślał, że ta jego droga przez mękę chorób psychicznych się skończy. Że założy rodzinę, pójdzie do pracy, że jakoś będzie.

Nie było i nie jest. Z roku na rok coraz gorzej. Coraz ciężej. Chociażby tygodniami wyjść z łóżka.

– Czasem myślę, że i tak mnie nikt nie zrozumie, nie pojmie co znaczy trwać w ciągłym mroku. W nieustającym lęku, w obrzydzeniu do siebie samego. Chciałbym, naprawdę z całego serca bym chciał, żeby to była chwilowa chandra. Coś co przechodzi na bardzo długo a jeśli już wraca, to na chwilę i nie wyżera cię od środka. Jak rak.
Ale po tylu latach wiem, że dla mnie już nie ma ratunku.

Jedynym jest odejście. W ciszy, spokoju i z godnością. Bo cokolwiek o mnie myślą, mam do tego prawo. Bardzo chciałbym mieć.

Agnieszka siedzi na wózku inwalidzkim. Ma nowotwór, przerzuty już chyba wszędzie. Duże trudności z chodzeniem, nawet mówienie strasznie ją męczy.

Staram się nie zadawać zbyt wielu pytań, zresztą, widzę co się dzieje. Słyszę jak cicho pojękuje przy każdym, nawet najmniejszym ruchu.

– Morfina to moja przyjaciółka. Choć mam wrażenie, że od jakiegoś czasu się na mnie gniewa, bo już nie działa tak jak na początku. Ciężko jest ujarzmić ból, jaki towarzyszy mi każdego dnia. I nocą.
Wtedy jest najgorzej. Mam 34 lata a płacze, wyje jak dziecko. Potem mdleje z wycieńczenia. I do żywych, znowu przywraca mnie cierpienie. Nieustająca droga cierniowa.
Potrafię się zsikać do łóżka, tak bardzo mnie męczy. Wykańcza.

Raczysko mnie skończyło. Chemie, operacje, zabiegi, nawet znachorzy. Ja już wszystkiego próbowałam, wszędzie szukałam pomocy. U Pana Boga też. I tak się zastanawiam, czy on byłby na mnie zły, gdybym mogła podjąć decyzję o eutanazji. Pewnie byłoby mu smutno, tak jak mi często jest.
Bo ja tak bardzo chciałam żyć. Spełniać marzenia, patrzeć na to jak dorasta moja córka.
Ale jestem wykończona, śnie o tym, żeby się już nie obudzić. Przestać męczyć siebie i ludzi, którzy przy mnie są. Nie raz słyszałam cichy szloch mojego męża. Z bezsilności. Bo czy jest coś gorszego od patrzenia na męczarnie najbliższej ci osoby? I ta cholerna niemoc.
Nie chcę ci opowiadać co czuję, bo nigdy tego do końca nie zrozumiesz.
Bo jak pojąć to, że można za życia cierpieć tak bardzo, że marzy się o śmierci.

– Wracali ze zgrupowania, Paweł był trenerem młodzików, odnosił sukcesy. Pływanie to jego miłość, śmiał się, że on już nawet żony nie potrzebuje, bo ma. Wysportowany, zdrowy, szczęśliwy.
Zawsze uśmiechnięty, zarażał optymizmem. – Pani Janina pokazuje mi zdjęcia sprzed wypadku.

– Wracali późnym wieczorem, Paweł prowadził busa. Ten tir pojawił się nie wiadomo skąd, rozpędzony, nie było jak i gdzie uciekać.

Gdy syn się w końcu obudził, choć marne były na to szanse , gdy zaczynała mu wracać świadomość, nie wiedziałam, którą wiadomość przekazać mu najpierw. Bo obie były złe. Przerażające.
W wypadku zginęli jego koledzy i dwóch podopiecznych. Młodzi ludzie, których podróż na ziemi, w brutalny sposób zakończył naćpany kierowca.

I ta druga.
Że światem mojego syna, już do końca jego dni, będzie łóżko. I maszyna wspomagająca oddychanie. No i ja, jego matka. Bo będzie wymagał całodobowej opieki. Uwięziony we własnym ciele.

Pani Janina przeprasza mnie na chwilę i znika za drzwiami, w pokoju Pawła. Widzę z daleka, jak odsysa mu wydzielinę, głaszcze po głowie, prosi żeby jeszcze chwilę wytrzymał.

– Jestem już coraz starsza, coraz ciężej i wolniej wszystko mi idzie, Pawełek się nawet tym denerwuję. To dorosły mężczyzna, zamyka oczy gdy zmieniam mu pampersa, myję i przebieram. Krępuje się, wstydzi.
I cierpi.
Mimo rehabilitacji, wdały się odleżyny, smród i ból.
Przepraszam, tak ciężko o tym mówić.

I tak ciężko słuchać. Gdy mama Pawła opowiada, jak kilka dni temu prosił. Błagał o to, żeby pomogła mu już odejść. Od kilku lat, leży nieruchomo w jednym miejscu. Jego wątłe ciało, stało się jego więzieniem, największym koszmarem. Wegetuje uzależniony od kogoś.

– Karmię go odżywkami, podłączam kroplówki. On się buntuję. I doskonale wiem dlaczego to robi. Chcę się zagłodzić, odejść z wycieńczenia.
Raz nie wytrzymałam, ja też przechodzę przecież gehennę. Widzę te nienawiść w jego oczach.
Do losu, że go oszczędził, zadrwił z niego.
Zapytałam więc płacząc – Pawełku, synku, czy ty już nie chcesz żyć?!
Nie musiał odpowiadać. Jego oczy to zrobiły.

Jestem matką wiem ale uwierz mi, że niczego bardziej nie pragnę, jak tego, żeby przestał się męczyć.
Możesz to nazwać jak chcesz. Pomyśleć co chcesz. Ale czasem wieczorem gdy w końcu zasypia, cichym szeptem śpiewam mu – “Śnij, mały marzycielu. Tak właśnie się to zaczyna. Ruszaj stopami. Poczuj, jakie to słodkie uczucie.”
Śnij i już się nie budź.

Żegnając się z Agnieszką usłyszałam

– Rozumiesz Anika?
Eutanazja to moje prawo wyboru. Wyboru drogi. Tej ostatniej.
Bo to jedyna szansa.
Żebym mogła zacząć “żyć”.
Bez bólu.

Rano dowiedziałam się, że Dawid mój pierwszy bohater, odebrał sobie życie.
Pomyślałam, że Aga miała rację wspominając o smutku, podczas naszej rozmowy.
Bo Panu Bogu musiało być tego dnia wyjątkowo przykro.

Dlaczego zabijamy spokojnie chorego psa, a nie zabijamy wijącego się z bólu człowieka? Ale mordujemy miliony w bezsensownych wojnach.
– Erich Maria Remarque, Czarny obelisk

Anika Zadylak

Anika Zadylak

Anika jest publicystką, redaktorką przejmujących tekstów o życiu i walce o szczęście i zdrowie.

Najnowsze artykuły

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zajrzyj również tutaj
Close
Back to top button
Close