Felietony

Nie bój się światła na końcu drogi

Agnieszka odchodziła w samotności, tak jak w samotności toczyła nierówną walkę ze swoją chorobą.
Na cmentarzu ksiądz mówił o drugim człowieku, o jego bliskości i o tym, co się może stać gdy zabraknie go obok.
Matka Agi, nie odrywała wzroku od trumny, w której leżała jej córka.
Nie mogła pojąć, jak to się stało, że nie zauważyła, że bagatelizowała, nie raz mówiła jej, że przesadza.
Żeby wzięła się za siebie, przestała użalać, wymyślać, że ludzie mają gorsze problemy.

Nie mogła zrozumieć, że to co zabiło jej ukochaną córkę, nie było chandrą, wyssanym z palca problemem.
Agnieszka chorowała na depresję, którą pogłębił skrywany przed wszystkimi nałóg.
Aż pewnego wiosennego poranka, nie wytrzymała.
Nikogo nie było obok.
Jej wiszące na pasku od spodni ciało, znalazł jej przyjaciel.

Dzieciństwo – matka.

Aga nigdy nie sprawiała większych problemów, to jedno z tych dzieci, które się dobrze uczą, wracają do domu na czas, wolą książki od wieczornych wyjść z koleżankami.
Skryta, cicha, nad wyraz spokojna.
I smutna.
Tak moja córka, była przepełniona smutkiem, jej twarz się uśmiechała ale oczy mówiły co innego.
Może ona już wtedy potrzebowała pomocy, może to zaczęło się już wtedy?

Pani Maria, matka dziewczyny, ściska w rękach jej ulubiony sweter. Co chwilę przykłada go do ust, jakby szukała w nim resztek zapachu, jakby szukała wspomnień, które zacierał czas.

Mój brat zamieszkał z nami, zaraz po tym jak wrócił z pracy za granicą. Wydawało mi się, że lubią się z Agnieszką. Ona miała wtedy 10 lat, potrzebowała ojca, którego nie miała, bo mąż zostawił nas zaraz po jej przyjściu na świat.
Myślałam, że on ma do niej świetne podejście, zabierał ją na wycieczki do lasu, uczył matematyki, poświęcał dla niej swój czas.
Cieszyłam się, że tak jest, czułam dzięki temu bezpieczniej, bo to jednak mężczyzna, chronił nas.
Tak wtedy myślałam.

Łatwo jest teraz oceniać, mówić za plecami, że co ze mnie za matka, że nie dostrzegłam, że nie zapytałam.
O co miałam pytać, o coś co do dziś, nie mieści mi się w głowie?
Przecież to był mój brat, a ona była dzieckiem. Moim dzieckiem a jego siostrzenicą.
Raz tylko, miała wtedy z piętnaście lat, wróciła do domu pijana, nie płakała ale patrzyła na mnie z takim żalem, z nienawiścią. Zapytałam, co ona wyprawia, dlaczego to robi. Że to nie pierwszy raz, że wszystko ma a tego nie docenia, a ja się tak staram.
Milczała i zanim zniknęła w swoim pokoju, odwróciła się na moment i cicho wyszeptała
– Nic o mnie nie wiesz, dowiesz się jak już będzie na wszystko za późno.
Nie rozumiałam.
Nawet wtedy, gdy mój brat wyprowadził się bez słowa wyjaśnienia i zerwał z nami kontakt.

Teraz żałuję, że za nią nie poszłam, nie przycisnęłam jej wtedy, może gdybym zareagowała, dziś nadal byłabym matką.

Dorastanie – koleżanka.

Agnes bo tak na nią mówiłam, zawsze była dziwna. Niby dusza towarzystwa, w liceum, zapraszali ją na wszystkie duże imprezy, bo potrafiła rozkręcić melanż jak nikt inny. Ludzie ją uwielbiali, miała doskonałe wręcz poczucie humoru, z nią zawsze było wesoło.
Ale wszyscy też wiedzieli, że przychodzi taki moment, że zamienia się w potwora.
Była wtedy agresywna, mówiła niezrozumiałe dla nas rzeczy, płakała bez powodu, krzyczała, że nienawidzi życia.
Dużo piła, sporo ćpała, odcinało ją po tym. I albo w końcu znikała gdzieś sama, nie odbierała telefonów albo ją zamrażało. Wiesz, jakby nie miała żadnych uczuć, jakby jej serce było z kamienia.
Kilka razy udało mi się z nią pogadać, coś z niej wyciągnąć, bo nie lubiła o sobie mówić.
Pytałam, czy jest coś co ją gryzie, bo czasem zachowuje się tak jakby ktoś zrobił jej coś złego.
Mówiła, że i tak bym tego nie zrozumiała, że największymi potworami są ludzie. Ci najbliżsi.
Że piekło jest tak blisko, że nigdy tego nie pojmę, że i tak nikt by jej nie uwierzył.
Że to jej wina, bo może prowokowała, że może go zachęcała.
Pytałam kogo i do czego. Żeby mi powiedziała, że może będzie jej lżej, że może jeszcze można coś z tym zrobić, jakoś ją z tego dołka wyciągnąć.
Bo ona nie zachowywała się normalnie, ciągle przed czymś uciekała, jakby przed samą sobą.
Powtarzała wtedy tylko, że każde cierpienie się kiedyś kończy, że to co ją wyżera od środka też, że w końcu przyjdzie upragniona ulga.
Nie będę kłamać, że się domyślałam ale czułam wtedy niewytłumaczalny strach, dziwną obawę, że zdarzy się coś złego.
Coś gorszego od jej zachowań i picia czy ćpania na umór.
Nie umiałam jej pomóc, bo większość czasu udawała, że wszystko jest ok.
Była najlepszą aktorką, jaką kiedykolwiek widziałam.
Grała swoją rolę wybitnie, aż do dnia, gdy zadzwonił nasz wspólny kolega.
Że ją znalazł w tej opuszczonej kamienicy, w której nie raz razem imprezowaliśmy.

To, że ona nie żyje, nie dotarło do mnie do dziś.
Ciągle słyszę, jak na ostatnim wspólnym ognisku, śpiewała głośno.
Najgłośniej :
” Że nie dałaś mi mamo zielonookich snów, nie żałuję…”

Nie bój się iść w stronę światła – przyjaciel.

Ciężko było się z nią przyjaźnić, odpychała każdego, kto tylko próbował się do niej zbliżyć.
Mnie też ale ja czułem, że ona skrywa jakąś straszną tajemnicę. Że coś ją pcha do tego co złe, że ona przed czymś usiłuje się schować. Patrzyła nie raz w niebo i potrafiła milczeć godzinami. Potem nagle mnie pytała, czy wierzę, że tam po drugiej stronie coś jest. Coś, co zabiera lęk, gdzie można w pełni oddychać.
Namówiłem ją kilka razy na to, żeby poszła do psychologa.
Nie twierdzę, że to ich wina ale żaden z nich nie umiał do niej dotrzeć. Wracała od nich i twierdziła, że gówno wiedzą, że nie będzie się spowiadać obcym, bo i tak im na niej nie zależy.
Może ona po prostu tej pomocy nie chciała. Może choroba pogrążyła ją już tak bardzo, że nie widziała innego wyjścia. Nie chciała go widzieć.

– Nie bój się światła na końcu drogi i idź w jego stronę. To do niego kiedyś wyszedłeś, wraz z pierwszym krzykiem. Do niego też w końcu wrócisz, razem z ostatnim tchnieniem.
Powiedziała mi jakieś trzy tygodnie przed tym, jak ją znalazłem.
Złapałem ją wtedy za rękę i zapytałem, czy ona naprawdę chce umrzeć.
Odpowiedziała, że tak jak inni marzą o podróżach, miłości, pięknym domu tak ona marzy o tym, żeby się już więcej nie obudzić.
Chciałem jeszcze dopytać, dlaczego, co się tak naprawdę stało ale ona wtedy, nagle zaczęła mówić sama.
Wyrzucała z siebie straszne słowa, płakała, wymiotowała i mówiła.
O tym, co zrobił jej “ukochany wujek” gdzie wkładał jej ręce, co kazał robić, czym szantażował.
Gwałcił czasem kilka razy dziennie, szczególnie gdy jej matka dużo pracowała.
Kazał jej pić swój mocz a gdy miał lepszy humor, mogła sobie wybrać kolor z akwarelowych farb, żeby go zabarwić.
Wpychał jej do ust swój członek, tak bardzo, aż nie mogła oddychać.
Spierał krew z jej bielizny i prześcieradła, i śmiał, żeby nawet nie próbowała mówić matce, bo i tak jej nie uwierzy.
Że on o to zadba.
Że od małego świeciła mu dupą przed oczami, że przecież sama tego chciała.

Chciałem wtedy iść do jej domu, porozmawiać z panią Marią ale Aga mnie zapewniła, że to niepotrzebne, bo ona doskonale wiedziała, że nic z tym nie zrobiła.
Nie wiedziała.
To Agnieszka wmówiła sobie, że mama udawała, że nie wie, że go kryła.
Ja naprawdę chciałem ją z tego wyciągnąć, coś zrobić ale na drugi dzień wszystkiego się wyparła, powiedziała, że znowu za dużo wypiła, że pierdoli jej się w głowie, że to wymyśliła.
Nie odzywała się potem do mnie. Unikała, kłamała, że ma dużo zajęć, że nie ma czasu.
Napisała do mnie w nocy, mam tę wiadomość do dziś.
– Wiesz Tomek, ja nigdy w życiu nie uśmiechałam się tak naprawdę. Tylko po to, żeby nikt nie zadawał mi pytań, żeby się nie domyślił.
Ale dziś się uśmiecham, bo wiem, że za chwilę odzyskam spokój i przestanę się już tak strasznie męczyć.

Przeczytałem to rano, ubierałem w biegu. Nie wiem skąd wiedziałem, że jest w tej opuszczonej kamienicy.
Co było dalej już wiesz.

W Polsce rocznie odnotowuje się ponad 1500 przestępstw związanym z wykorzystywaniem seksualnym dzieci.
Te, które są niezauważone albo skrzętnie skrywane w czterech ścianach dramatu, kończą się tak jak historia Agnes.

W jej pamiętniku, znalazłam takie zdanie
– To, że nie słyszysz wołania nie oznacza, że ktoś nie cierpi. Może pękło mu serce i jego kawałki ugrzęzły w gardle. Blokują głos, żeby nie wypuścić rozpaczy na zewnątrz.

Gdy trumnę z jej ciałem spuszczano do grobu, z głośników dobiegło do mnie :

“Nie, nie żałuję
Przeciwnie bardzo Ci dziękuję kochanie
Za to, że jesteś królem karo
Że jesteś zbrodnią mą i karą”

Anika Zadylak

Tagi

Anika Zadylak

Anika jest publicystką, redaktorką przejmujących tekstów o życiu i walce o szczęście i zdrowie.

Najnowsze artykuły

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zajrzyj również tutaj
Close
Back to top button
Close