Felietony

Pokolenie z receptami na clonazepam

Dzwonię do poradni chorób psychicznych. Pytam o terminy konsultacji dla 14 to letniej córki. Słyszę w słuchawce, że co prawda jest jakaś pani psycholog i psychiatra, który dojeżdża  z innego miasta raz na dwa tygodnie. Że gdyby córka była już pełnoletnia, to jest trochę więcej kadry ale do młodzieży, nie ma specjalistów. Że jeśli zależy mi na zdrowiu a w przypadku “takich” chorób raczej na jej życiu, mogę poszukać prywatnie. Może uda się coś szybciej załatwić.

– Szybciej? To na kiedy będzie ewentualny termin dla mojego dziecka – pytam.
– Już pani mówię. Początek listopada.
 Zapisać? I tak się pani udało. Wpiszę was za pacjenta, który zrezygnował, bo widzę tu lukę.
A może nie doczekał?
Jak bohater mojej historii.
Akt 1.
Szkoła. To ich wina.
– Pani ma pojęcie o co mnie pyta? – Dyrektor gimnazjum nie kryje oburzenia.
Na nic nie ma pieniędzy a klasy są przeludnione. Myśli pani, że ja nie widzę, że my nie dostrzegamy problemu? Przecież ja wiem, że psycholog to tu by się bardziej przydał niż niektóre zajęcia. Pedagog jeszcze przynajmniej jeden. Przecież ja sam mam dzieci, wiem jakie mamy czasy. Ciężkie, szczególnie dla tych kilkunastoletnich dzieciaków.
Rodzice zaganiani za pieniędzmi, których ciągle za mało, postęp który sprawia, że ta młodzież zwyczajnie się gubi. Ich świat to Internet, Instagram, ilość lajków, wieczna rywalizacja i uzależnienie.
Tak, to jest problem o którym się nie mówi, lepiej udawać , że go nie ma. Nastoletni dilerzy, uzależnione od narkotyków piętnastolatki. I depresja, leczona coraz częściej coraz większą liczbą leków psychotropowych.
Walczymy z tym ale to jak z wiatrakami, za mało fachowej pomocy, za dużo zbłąkanych dusz.
Marek? To ofiara. Niestety kolejna,  chorego i  nieudacznego systemu. Oczywiście, że może za mało reagowaliśmy, oczywiście, że teraz można gdybać i przerzucać się winą. Tylko najgorsze jest to, że życia mu to nie wróci. Nie lepiej zrobić coś, żeby się to więcej nie powtarzało?
Co, jak i z kim nie wiem.
Jako dyrektor szkoły dzierże na sobie ogromną odpowiedzialność za te dzieciaki.
I też jestem z tym sam.
Myśli pani, że mnie  niepotrzebna śmierć tego chłopaka nie boli? Minęło pół roku, a ja nadal go widzę, jak snuje się korytarzem. Bo on się rzadko uśmiechał, wycofany był. Wychowawczyni zgłaszała to rodzicom, wiem, że szukali pomocy, że byli bezradni. To normalny dom, tylko skromny, rozumie pani. Nie stać ich było na prywatne leczenie. Tu nie ma winnych , tu jest ofiara, która jeszcze była dzieckiem.
W mojej szkole nikt nie handluje narkotykami, tego jestem pewien. Ale naćpanych uczniów, problem z tym, mamy ogromny.
– To nie jest tak, że ja będę teraz psy wieszać na nauczycielach – mama Marka nerwowo pociera dłonie.
Ale prawda jest taka, że w tej szkole nie działo się najlepiej. Były narkotyki, grono nauczycielskie małe a uczniów dużo. Za dużo.
Chaos który ciężko ogarnąć. No i te największe kłody pod nogi w postaci braku środków, na zapewnienie odpowiedniej opieki.
Zresztą, ja nie rozumiem co to za czasy. Za moich nikt nie słyszał o ćpaniu, o depresji. Boże, co ja robiłam jak miałam 15 lat? Uczyłam sie, pierwszy raz zakochiwałam na szkolnych dyskotekach, czasem się zdarzyło ojcu jakiegoś papierosa zwędzić. A teraz? W większości szczególnie mniejszych miast, wejście do klubu dla takiego dzieciaka to żaden problem.
Zakochiwania? Oni w tym wieku już dawno mają za sobą setki przygód seksualnych. I te narkotyki. Gdzieś niedawno przeczytałam, że teraz to biorą wszyscy, wszędzie i wszystko. To jest przerażające.
Oczywiście, że w pewnym momencie zauważyliśmy, że coś jest nie tak. Marek chudł, czasem dziwnie się zachowywał, płakał albo był agresywny. Nie raz usiłowałam z nim rozmawiać. Przecież to moje dziecko, kto ma mu pomóc jak nie my, rodzice.
I czułam, że go coraz bardziej tracę. Czułam, że nie umiem już do niego dotrzeć. Że jeśli ktoś nam nie pomoże, będzie dramat.
Jeszcze wtedy nie myślałam, że dla mnie matki, największy.
Akt 2. 
System opieki zdrowotnej. To ich wina.
O piekle uzależnienia i chorobach psychicznych u dzieci i młodzieży piszę nie pierwszy raz. Zresztą, znam temat bardzo dobrze, bo leczę psychiatrycznie moją dorosłą już córkę od dziewiątego roku życia. Wiem jak to wyglądało wtedy i jak wygląda to teraz. Przez lata nic oprócz tego, że na gorsze,  się nie zmieniło. Brak lekarzy, miejsc, ośrodków. Na pomoc dla niej zapożyczałam się nie raz, bo zostawało tylko prywatne leczenie.
 Psycholog dla młodych w moim mieście był jeden a pacjentów setki. Tysiące pogubionych bądź już uzależnienionych dzieciaków. Złe, stawiane na prędce diagnozy, tony przepisywanych, nie trafionych leków. Odtruwanie i szukanie innych specjalistów. Ciągle ten sam schemat.
Za mało pieniędzy, za dużo zakmniętych gabinetów. Likwidowane szpitale psychiatryczne, odsyłanie z kwitkiem. Tabletki, wypisywane raz na dwa miesiące, bez kontroli, bez rozmów, bo etatów brak.
 Spychologia – No ja się staram jej/jemu pomóc ale czasem trzeba zmienić terapeutę, bo nie każdy się z każdym dogada. Na kogo? Nie wiem, trzeba szukać, może w innym mieście.
Coraz więcej młodych ludzi szukających pomocy, coraz mniejsza liczba tych, którzy ją znaleźli.
Mama Marka opowiada mi historię, jakie niestety znam na pamięć. Że wszędzie kolejki, że trzeba długo czekać a on się coraz bardziej pogrążał. Że próbowali na własną rękę ale to kosztuje tak duże pieniądze, że zwyczajnie już nie mieli skąd. Że jeden lekarz ich olał, twierdząc, że to okres dojrzewania, że każdy wtedy głupieje, że mu przejdzie. I recepta na antydepresanty i uspokajacze, po których nie można się było z synem porozumieć. Drugi naprawdę chciał pomóc ale na każdego pacjenta dziennie ma jakieś 30 minut. Z czego wypisywanie dokumentów i recept to połowa czasu.
Trzeci prowadził go długo, w sumie aż do końca. Zmieniał leki, szukał rozwiązań, nawet zaangażował kolegę specjalistę od nałogów.
Starali się. Ale Marek często uciekał, unikał spotkań, oszukiwał, znikał. To go coraz bardziej pochłaniało. Mnie i męża bezsilność, jego narkotyki i depresja.
Zdecydowaliśmy się na leczenie zamknięte, syn się zgodził. Nawet już dzwoniłam do kilku ośrodków, do dwóch byliśmy umówieni na poniedziałek. W piątek go znalazłam.
Akt 3.
Wszyscy jesteśmy winni.
Rano zaraz po tym jak zauważyłam, że nie ma go w łóżku poczułam niepokój.
Nie pomyślałam, że wyszedł wcześniej do szkoły. Czułam dziwny, narastający lęk. Wiesz, taki że aż mnie dusiło, źle mi było oddychać.
Wzięłam klucze od piwnicy, Marek tam często siedział, taką mini siłownie tam miał.
Otworzyłam drzwi. On, mój syn wisiał między półkami.
Ja chyba krzyczałam, nie wiem, niewiele pamiętam.
Ocknęłam się w karetce. Liczyłam na to, że to zły sen.
Mąż trzymał mnie za rękę – To nasza wina Ela. To nasza wina – powtarzał jak mantrę.
Z lekarza aż się lało, tak się zmęczył. I wrzeszczał – Wracaj do nas chłopaku, jeszcze tyle przed tobą. Coś ty narobił dzieciaku, wracaj!
Reanimował go długo, aż kierowca karetki zaczął prosić żeby już przestał, bo już za późno. Klęczałam przed tą karetką. – Maruś synku mój, to wszystko nie ważne, te narkotyki, pomożemy ci, weźmiemy kredyt, znajdę ci lekarza. Synek wróć do mnie błagam!
Nie wrócił. Kiedy usłyszałam jak lekarz powiedział, żeby zapisać godzinę zgonu, musiałam  znowu stracić  przytomność. Przebudziłam się w szpitalu, mąż siedział przy moim łóżku.  – Śniło mi się, Boże Darek tak strasznie mi się śniło, że nasz Mareczek, że on się powiesił.
– Nie śniło ci się kochanie, tak mi przykro, nie wiem co powiedzieć. Jakby mi serce pękło, przestało bić, razem z sercem naszego syna.
Wczoraj minęło dokładnie pół roku odkąd go z nami nie ma. Nadal nie rozumiem. Nadal nie umiem się z tym pogodzić i już chyba nigdy nie będę umiała. Tak jak obwiniać się nie przestanę. Że za późno zauważyłam, zbyt słabo walczyłam o niego, nie dopilnowałam, nie zrobiłam wszystkiego. Że może gdyby w tej jego szkole ktoś się bardziej nad problemem, nad naszym synem pochylił. Gdyby lekarze poświęcili mu więcej uwagi, gdyby koledzy ze szkoli chcieli rozmawiać i nie ukrywali problemu.
Zapisałam się na taką grupę z takimi rodzicami jak my, których też ktoś kiedyś pozostawił samych z ogromnym ciężarem. Chcemy napisać list do ministra, do prezydenta, iść do mediów. Krzyczeć, że codziennie odchodzą zbyt młode istnienia, znikają jeden po drugim, niech ktoś zatrzyma te karuzelę śmierci!
Chciałabym jeszcze coś zrobić, bo mojego Marka już nikt mi nie wróci. Ale gdyby udało się uratować choć jeszcze kilka zbłąkanych istnień, gdyby choć jeszcze kilka matek nie musiało przeżywać tego, co przeżywam ja.
Wie pani  co to znaczy odcinać z liny własnego syna?
Nie chce pani  tego wiedzieć. Dlatego o tym nie powiem.
Ale niech pani napiszę, że w tym kraju odbierają sobie życie kilkunastoletnie dzieci. Więc coś chyba musi być bardzo nie tak.
Usiadłam na chwilę w pokoju Marka. Na ścianach kilka plakatów, kilka zdjęć z wakacji. Na stoliku leżała kartka. – Niech pani przeczyta, znalazłam to w jego rzeczach.
” Twoje życie, twoje zmartwienia
Czegoś ci brak. Duszy ukojenia.
Mimo twej męki nie zdołasz dostrzec winy.
Nikt nie poda ci ręki.
Ostatnie godziny bez miłości uśmiechu.
Boisz się własnego oddechu.
Spokój twoim sprzymierzeńcem składasz do Boga ręce.
Oczyszczasz  sumienie.
Jak morze słone łzy płyną zamykasz oczy.
Wszystkie nadzieję giną.
Strach bratem i wrogiem
Śmierć przyjacielem
Czeka za rogiem. “
Nie wkleję  na koniec statystyk dotyczących samobójstw, depresji i uzależnienia wśród dzieci i młodzieży.
Są zbyt przerażające.
Wolę jak mama Marka wierzyć, że ktoś usłyszy wołanie o pomoc.
I że już żaden rodzic, nie będzie musiał ściągać z wisielczego sznura zwłok swojego dziecka.
*Wiersz internet

Jeśli zmagasz się z myślami samobójczymi, możesz skorzystać z darmowych infolinii:

⦁ Antydepresyjny Telefon Zaufania (od poniedziałku do piątku w godz. 15-20) – 22 484 88 01,

⦁ Telefon zaufania dla osób dorosłych w kryzysie emocjonalnym, codziennie od godz. 14 do 22 – 116 123,

⦁ Telefon zaufania dla dzieci i młodzieży, czynny codziennie przez całą dobę – 116 111,

⦁ Możesz zadzwonić pod nr alarmowy 112 i zgłosić zagrożenie życia swojego lub osoby, o której wiesz, że planuje samobójstwo.

Anika Zadylak

Anika jest publicystką, redaktorką przejmujących tekstów o życiu i walce o szczęście i zdrowie.

Najnowsze artykuły

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zajrzyj również tutaj
Close
Back to top button
Close