Felietony

Moja matka mnie nie biła. Ona mnie tylko nie kochała.

“Dotyk jej dłoni? Kiedy czesała moje włosy w sztywne, bolesne kucyki. Szarpała tak, żeby jak najszybciej przestać musieć mnie dotykać.”

Przez ponad trzy godziny bardzo ciężkiej, smutnej i wręcz bolesnej rozmowy, Marta patrzyła na zdjęcie. Wzrok oderwała może dwa razy, ale każde słowo, kierowała jakby do niej. Kobiety z fotografii. Stała w ciężkiej, czarnej oprawce na wyjątkowo ładnej komodzie. Zacięta w dziwnym, złym grymasie twarz, jasne gładko uczesane włosy i oczy. Pełne żalu i rozpaczy.

– Tak, to moja matka. Pewnie dziwi cię co jej zdjęcie robi w salonie mojego domu, przecież opowiadam ci o niej takie straszne rzeczy. Bo co może być gorszego od faktu, że nie kochała cię własną mama? Ile razy dziennie do teraz, mimo tego, że są już dorosłe, przytulasz swoje dzieci? Nie odpowiadaj, nie musisz. Moja mama nie przytuliła mnie nigdy. Nigdy, rozumiesz? Po jej śmierci znalazłam list. Czytam go czasem etapami, fragmentami, jak mi się wydaję, że coś już rozumiem, że wybaczyłam. Ale czytam, że mnie kochała tylko nie umiała tego okazać. A wiesz jakie ja latami miałam poczucie? Że się mnie brzydziła, że mnie nie chciała, miała za karę i się mściła. Bo jej też nikt wcześniej nie dał miłości.

O swoim ojcu mam mgliste ale chyba dobre wspomnienia. Ostatnie wspólne zdjęcie gdy byłam sześcioletnią dziewczynką. Matka była w niego zapatrzona tak bardzo, jakby świat w wokół niej nie istniał. Liczył się tylko on, jego zadowolenie, jego problemy, zdrowie, samopoczucie. Nie raz słyszałam, jak opiekunka z kucharką rozmawiały między sobą, że jestem biednym dzieckiem. Nie rozumiałam, ojciec był wojskowym, wysoko postawionym, mieliśmy duży dom, w zasadzie to też służbę. Miałam wszystko, oprócz najważniejszego, jak pokazało życie. Dzięki tym sprzątaczkom, kucharkom, opiekunkom wiem co to ciepło. One mnie tuliły, śpiewały do snu, ocierały łzy i wiązały bandaż na rozdartym kolanie.
Matka w tym czasie szalała. Na punkcie ojca. Mnie jakby nie widziała, jakbym była przezroczysta.

“Pamiętam tę noc, kłócili się i na pewno mama płakała, mówiła o innej kobiecie, a ojciec, że tak wyszło, że już jej nie kocha. Potem policja przyszła, zmarł w szpitalu, zbyt liczne obrażenia. Wtedy matka oszalała. Krzyczała, że to moja wina.”

O tym, że ojciec ma romans, a matka coś z głową, mówili od zawsze. Że on ją w końcu zostawi, bo była chorobliwie zazdrosna, nie zajmowała się mną, a o to ojciec miał też pretensje. Bo ludzie gadali, że jest zimna, zła. Jak brał mnie na ręce to patrzyła na mnie tak, jakby chciała żebym nie żyła. Zresztą później, słyszałam to od niej nie raz.
Nie raz słyszałam, jak groził, że odejdzie, że mnie zabierze. Szkoda, że wtedy w nocy mnie nie zabrał, oboje mielibyśmy spokój. Tak, nie raz myślałam w ten sposób. Wiesz jak to boli, kiedy od najbliższej osoby słyszysz tylko, że jesteś nic nie warta, w ogóle nie powinnaś się pojawić, bo wszystko zepsułaś. Że jej ciało po urodzeniu mnie, przestało być atrakcyjne dlatego ojciec chciał odejść, że to wszystko moja wina.

Po jego śmierci, w domu zapanowała ciemność. Została część pracowników, to dzięki nim żyłam, oni mnie karmili, uczyli liter, pomagali w lekcjach. To Pani Jadwiga, kucharka, uspokajała mnie gdy dostałam pierwszą miesiączkę. Gdy poszłam do mamy, bo nie wiedziałam co robić, krzyczała, że jestem obrzydliwa i dała jej spokój, bo nikt nie wie jak ona cierpi. Kiedyś jej wykrzyczałam, że to ja cierpię tyle lat, że tak tęsknię za czymś czego nawet nie znam, za jej ciepłem, błagałam żeby mnie przytuliła. Podbiegłam do niej i sama to zrobiłam. Wsiąkłam w nią na moment cała, bo tak bardzo pragnęłam matczynego dotyku, tego poczucia bezpieczeństwa, tego czego nigdy mi nie dała. Odepchnęła mnie i powiedziała, że to ojciec mnie chciał. I, że jej matka też nigdy nie przytulała i dzięki temu jakoś znosi to piekło, jakie zostawił po sobie mój tata.
Mojego piekła, tego jak bardzo jestem na jego dnie, nie widział prawie nikt. Na pewno nie ona.

“Pomyślałam, że może faktycznie, że może mogę coś zrobić. Że mamy też nikt nie przytulał, że jej tego nauczę. Przynosiłam dobre oceny, piekłam dla niej ciastka, wygrywałam konkursy recytatorskie, wszystko żeby była ze mnie dumna. Żeby w końcu wyciągnęła po mnie ręce. Choć na moment.”

Stawałam na głowie, choć nadal jakby mnie nie zauważała. A jak już musiała, to odzywała się z pogardą, bez cienia dobra, bez kawałka odruchu ludzkiego, zainteresowania mną. Nauczyłam się piec, bo zawsze lubiła wykwintne desery, ale żaden z nich nie był na tyle dobry, żebym zasłużyła na najmniejszy gest z jej strony. Uczyłam dniami i nocami, przynosiłam listy pochwalne, nagrody. Nigdy nie usłyszałam, że się cieszy, że jest dumna. Wiesz jak to jest, jak z całych sił starasz się dla kogoś kto sobie nic z tego nie robi? Gdy to nic dla niego nie znaczy? To jak syzyfowa praca, gdy wydaje ci się że teraz na pewno, że się uda, że się uśmiechnie, pogłaszcze cię po głowie, kamień znowu spada w dół. I Przygniata cię zimnem, obojętnością, wstrętem. I poczuciem winy, które dźwigasz całe życie.

Błagam cię mamo, przytul mnie – płakałam tamtego wieczoru, klęcząc przed nią i trzymając skrawka spódnicy. Nawet ma mnie nie popatrzyła ale przez moment miałam wrażenie, że czuje jak drży jej ciało, jakby z czymś walczyła.
Ale nie drgnęła, nie odezwała się.
To wtedy wstałam i tak naprawdę już nigdy nie wróciłam.
Rzeczy zabrałam kilka dni później, nie odwracając się za siebie. Zresztą i tak pewnie nie stała w oknie.
Nie wiem co czuła. Może ulgę, że w końcu może zgnić w tej swojej strasznej samotni bez uczuć, w tym swoim egoistycznym piekiełku.

“Na jej pogrzebie byłam z mężem. Tym o którym powiedziała, że i tak mnie zostawi, niech się tylko brzuch pokaże. Potem się dowiedziałam, że moją babcię też dziadek zostawił. Moja matka też była niekochaną córką. Nie potrzebną.”

Marka poznałam w liceum, był dwie klasy wyżej. Nie wiem czy pokochałam go od razu i tak bardzo przez to, że obsesyjnie potrzebowałam czyjejś uwagi, bliskości, tego żeby mnie zabrał z domu, w którym nawet łóżko w którym spalam było zimne. Ten dom był jakby zamrożony “bezuczuciem” mojej matki.
Zabrał mnie po dwóch latach związku, wynajęliśmy mieszkanie. Było ciężko, ale ciepło. U niej był ze mną raz. Chciałam zabrać resztę swoich rzeczy, bo wyszłam praktycznie bez niczego, nie mogłam wtedy już więcej znieść. Wyszłam, a on mnie przyjął.
Siedziała w swoim ulubionym fotelu, obstawiona zdjęciami ojca i patrzyła w okno. Odwróciła głowę raz, zmierzyła mojego męża chłodnym wzrokiem i burknęła coś o tym, żebym dobrze zatrzasnęła drzwi wychodząc.

O jej śmierci zawiadomił mnie sąsiad. Po tym jak odeszłam z domu rodzinnego, nie dzwoniłam, nie jeździłam tam. Nawet się nie zastanawiałam czy wiedziała, że została babcią.
Ja nie umiem przeżyć dnia, nie dotykając, nie tuląc mojej córeczki choć kilka razy dziennie. Chociaż się śmiejemy, bo dorasta i mówi – Mamuś ok, w domu ile wlezie ale przy kolegach to trochę siara już. Jestem w jej życiu, byłam od początku i będę. Ona to wie. Wie wszystko to, czego ja nie wiedziałam.
Nie umiem wybaczyć mamie, boli mnie to i zawsze będzie dlatego ten list od niej, czytam etapami. I nie zawsze jej wierzę, nie umiem i chyba już nie chcę.

Ale wiem, że całą rozmowę chciałaś też zapytać co robi jej zdjęcie w moim domu.
Przestrzega. Przypomina.
Mówi mi o tym, jaką matką nigdy nie powinnam być.

Wysłuchała Anika Zadylak

Anika Zadylak

Anika jest publicystką, redaktorką przejmujących tekstów o życiu i walce o szczęście i zdrowie.

Najnowsze artykuły

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zajrzyj również tutaj
Close
Back to top button
Close